27 maja 2022 r. w Małopolskim Centrum Kultury SOKÓŁ w Nowym Sączu odbył się koncert finałowy połączony z ogłoszeniem wyników 2. Konkursu Literackiego „Piękno Małopolski – słowem opisane” pod honorowym patronatem Marszałka Województwa Małopolskiego. W konkursie wzięło udział 190 uczestników, nadesłano 350 prac opisujących prozą i wierszem piękno Małopolski. Konkurs przeprowadzony został w dwóch kategoriach – wiersza i prozy oraz w trzech grupach wiekowych: do lat 12, od 13 do 17 lat i od lat 18. Dodatkowo oddzielnie ocenione były utwory napisane językiem literackim i gwarą.
Utwór napisany przez uczennice naszej szkoły – Zuzannę Majkowską, Magdalenę Żądło, Annę Nawarę i Magdalenę Nawarę – został w tym konkursie wyróżniony, a ich nauczycielki nagrodzony III miejscem. Oprócz nagród rzeczowych i finansowych organizatorzy konkursu przewidzieli dla autorów nagrodzonych i wyróżnionych tekstów umieszczenie ich utworów w okolicznościowym folderze – almanachu.
Liczymy, że to zachęci kolejnych uczniów do własnej twórczości, która zostanie doceniona w następnej edycji konkursu „Piękno Małopolski – słowem opisane”.
Dorota Borowiec
Nagrodzone utwory:
Cztery pory roku
Znów słońce na niebie oświetla mi twarz,
Znów babie lato ozdabia świat.
Lecz zielonych liści przemija czas,
Zmieniają się w czerwień, jak zachodu blask.
Lecą listki z drzewa,
przemija rozkwitu czas.
W krainie małopolskiej
Idzie przyroda spać.
Przychodzi zimna pora,
Z dnia okrada nas.
Pokrywa śniegiem ziemię
A wraz z nią zagórzański świat.
Lecz przylatują ptaki, niosąc ze sobą wiosnę,
I ćwierkają na powitanie radośnie.
Kwiat szatę zmienia i nasza mała ziemia,
Znów się w żywą zamienia.
Tak oto się toczy zagórzański czas,
Płynie razem z rzeką
I wieje z wiatrem w dal.
Zuzanna Majkowska, Magdalena Żądło, Anna Nawara, Magdalena Nawara
Legenda o Szczeblu i kaczeńcach
Downo tymu, kie jesce ludzie ni mieli komputerów ani aut, zył se we wsi Jasiek – Jasiek z Zapotoca, co parobkom był i płod wielgom górom łowce pasoł błogatsym głospodorzom. Dobry to był chłopok, śwarny i głospodarny, ale biydny jak mys kościelno. I, jak to godajo, ze miłoś jes ślepo, ale trafiła i do niygo. Zakłochoł się łon w Kajsce z błogate rodziny. Jyj tys sie łon uwidzioł, ale Młynarzówno musiała iś za kłogo lepsegło. Łojce ugodali sie jus i kcieli jo wydać za syna kłowola, Franka. Niydobry to był chłopok, chybki do bitki, piyrsy do kielicha i skrzotny. Ale błogaty…
- Dyć jo gło nie kłochom – becała Kaśka matuli.
- Paniom se bedzies i nic ci nie braknie, a moze go płolubis z czasom… - pociesała matka.
Kaśka nie dała se przegodać, ale co młogła poradzić na łojcowsko włolo.
Płosła do Franka, zeby sie rozmówić, moze łon tys nie bedzie je kcioł. Ale kaj tam… Wychłodził właśnie z karcmy, pijany. Jak usłysoł, ze nie kce za niego iś, tak sie wściyk, ze kcioł jo siłom zbałamucić. Dziywka sie nie dała, uciekała, ale sie płotkła na kamiyniu i padła jak dugo. Skuliła się niby to małe kacontko w trowie i zawołała roz: ratujcie!, drugi roz: ratujcie! i trzeci roz: ratujcie! I dziw nad dziwy – z groty skalne wychłodzi jakosi bioło zjawa. Paczy Kaśka w jyj blade ślipia i niy dowiyrzo – sama kurcy sie i kurcy, as wszyskło z dłołu widzi. Tak sie Kaśka zmiyniła w mały, żółty kwiotusek – kaczyńcom dzisioj nazywany.
Przepadła dziopa bez wieści, jak kamiyń w wodo. Jasiek sukoł je, chłodził wszyndzie, ka młogła iś, ale nadarymnie. Stroskany straśnie usiod se pod grotom skalnom i labiydził na swój los. As tu znowa cudy – wysło cosi biołe z groty i do niygo przegodało. Jasiek dowiydzioł sie wszyskiegło ło Kajsce i rynce załamoł. Ale zjawa miała dlo niygo pociesynie – jak mu sie udo wlyś na to wiylgo góro i dojś na scyt, to Kaśka bedzie wrócono. Zadanie to było strasne, bo góra skalisto, stromo, nieprzebyto, ale miłoś do Kaśki przecie wiynkso i silniyjso łot strachu.
Biere sie tedy Jasiek do roboty – buduje dugaśno drabino, pod samo niybo. I dali z tom drabinom na skalno ściano. Dobrze Jaśkowi sło, wspino sie ku niebu, myślonc ło ukłochany. Jus, jus jo widzi w wyłobraźni, a tu nagle czask, scebel w drabinie chrupnoł i sie złomoł. Jasiek jus wiy, ze koniec jygo żywłota bliski, jus zegno sie z tym światom, kie nagle widzi bioło zjawo – a łon som kurcy sie i kurcy, as widzi wszysko z góry… A łobok drugi taki som kwiotusek jak i łon – jus ci so razym, jak kcieli…
Łot te pory to wiylgo góro wołajo Szczebel, bo tyn złomany scebel był przycynom niescynścia i scynścia. A tak sie nieroz zdarzo, ze ni ma tego złego, co by na dobre nie wysło…
Dorota Borowiec